Postacie Rudolfa i Klausa żyją w mojej głowie od jakiś kilku miesięcy. Powstały na gruzach biografii sławnych inspirujących ludzi i myślę ,że niedługo zdołam przybliżyć ich tutaj wraz z obrazkami i oczywiście cytatami. Być może też dodam ich obrazki, jeśli tylko zdołam oddać wszystkie szczegóły ich urody na kartce.
Najpierw podkład do tekstu ;
Usiadłam pod ścianą
budynku na jednej z głównych ulic Berlina ,tępo wpatrując się w oko kota
siedzącego na moich kolanach. Niezwykła zielona źrenica , tymczasowo zwężona ,
mogła oznaczać tylko jedno -strach. Przycisnęłam wychudzone zwierzę mocno do
klatki piersiowej. Byliśmy obydwoje zniszczeni , wyczerpani i zranieni. Nie
mieliśmy dokąd iść , co jeść ani po co żyć. Franco spojrzał tęsknym wzrokiem na
jeden z kontenerów stojących nieopodal . Gdyby był psem , pewnie zaczęła by mu
w tym momencie ciec ślina. Z owego śmietnika wyskoczyło kilka typowych ,
zdziczałych szaraków. Koty walczyły między sobą o resztki ryby, a Franco tylko
patrzył , to na nie , to na ich pożywienie , to na swoje trzy łapki. Czasem
miałam wrażenie ,że jest człowiekiem zaklętym w ciele kota. Chociaż w sumie to
nie , nie mógł być człowiekiem , ludzie są przecież zbyt okrutni. Po kilkunastu
minutach rozmyślań wreszcie ociężale się podniosłam. Z daleka nadchodził Klaus
, wraz z Rudolfem .Pierwszy z nich , wysoki , wychudzony dwudziestolatek o
żydowskiej urodzie od razu rzucił się do wytulenia Franco , Rudolf natomiast
jak zawsze stał nieco z boku , rudzielec rzadko się porozumiewał z kimkolwiek ,
wyglądał na kogoś , kto nigdy nie zaznał zrozumienia, a teraz już nawet go nie
szuka. W jego zielonych oczach widać było, że noszą tajemnicę. Rudolf był typem
osoby ,do której mimowolnie czujesz respekt , której nie chciałabyś zobaczyć idąc pustą ulicą w nocy . Nie znałam go za
dobrze, wiedziałam tylko, że trzyma się z Klausem , któremu , jako jedynemu ,
pozwalał mówić do siebie "Rudi". Wypieszczony przez Żyda kocurek
przeszedł do rąk Rudolfa. Traktowaliśmy tego kota jak dziecko , jak
najcenniejszy skarb, jedyne co nam pozostało , był on dla nas powodem do choćby
otworzenia oczu ,jedyną istotą , która była w stanie nas pokochać ,mogliśmy nie
rozmawiać ze sobą nawzajem, ale Franco był wciąż nasz, wspólny. Klaus wyjął z
kieszeni chleb ze smalcem i drobno pokruszony podał kotu na dłoni. Ten szybko
wsunął kanapkę i domagał się jeszcze. Tym razem to Rudolf podał mu nieco karmy
dla psów , tej samej , którą przynosił mu zawsze. Nie mam pojęcia skąd ją brał
, nie miał psa, nie miał pieniędzy , nic nie miał, jednak moja ciekawość nie była
powodem dla którego narażałabym się na gniew rudego. Kotek jadł z apetytem a
mój żołądek robił coraz większe fikołki. Nie miałbym oporów przed zjedzeniem
smacznych psich kąsków. Nie miałabym oporów przed zjedzeniem niczego , co
chociaż przypomina jedzenie. Opornie skierowaliśmy się do jednego z
opuszczonych magazynów mieszczącego się w jednej z tych części miasta ,w której
dobrze jest mieć przy sobie chociaż nóż a najlepiej broń palną. Już od
przekroczenia „magicznej granicy” oddzielającej bogatą część miasta od tej
„naszej” było czuć zapach stęchlizny i alkoholu. Mój żołądek po raz kolejny dał
o sobie znać. Klaus bez słów podstawił mi pod nos podejrzanie wyglądającą
bułkę, ale jakie to miało znaczenie, ważne ,że można było to zjeść. Kiedy
weszliśmy do magazynu ,część osób już tam była. Nie lubiłam ich za bardzo.
Pijani ,naćpani i niezrównoważeni ludzie nie pasowali do mojej trochę
flegmatycznej , wyciszonej i zmęczonej osoby. Zbyt dużo myśli kręciło się po
mojej głowie, żeby cieszyć się razem z nimi.
Odszukałam wzrokiem Franco, Klaus bawił się z nim czerwonym sznureczkiem
na końcu pomieszczenia. . Wraz z jedzeniem udałam się do jedynego pustego kąta,
okryłam się czymś co w przeszłości chyba było kocem, skończyłam jeść i chyba
usnęłam, bo nie pamiętam co było dalej. Ostatnim co słyszałam, była czyjaś
propozycja aby rozpalić ognisko na środku magazynu „będzie ciepło i jasno”
mówiła ta osoba. Już miałam krzyknąć, że nie, że tu kiedyś naprawiali jakieś
maszyny i auta, że gdzieś tu jest podobno stara benzyna, ale zrobiło mi się tak
ciepło. Pomyślałam ,że skoro jest stara, to prawdopodobnie nie będzie się
palić. Obudziły mnie krzyki i trzęsienia. Ktoś wybiegał ze mną w ramionach a
wokół tańczyły płomienie. W pierwszej chwili myślałam, że to tylko jeden z
moich pokręconych snów.
________________________________________________________________________________
Biegłam, a przed sobą
miałam widok znikającego w płomieniach magazynu. Ktoś z tyłu wołał moje imię ,
ktoś inny krzyczał przerażony , ktoś szlochał. Dla mnie to nie miało
najmniejszego znaczenia. Moją misją było uratowanie Franco. Dym zaczynał
wdzierać się w każde miejsce w moim ciele, oczy przestawały widzieć a usta
rozpaczliwie łapały tlen. Byłam w środku, w połowie drogi pomiędzy kotem a
wyjściem na zewnątrz. Gdzieś z góry zaczął zalewać nas strumień wody, strażacy
bezskutecznie walczyli z żywiołem. Podeszłam nieco bliżej ,mimo, że każdy krok
był już teraz wyczynem. Na środku zgliszczy zamszowego fotela , leżała
niewielka czarna istotka. Pogłaskałam go delikatnie i wzięłam na ręce. Na
chwile chyba zapomniałam, że należy oddychać , bo wszechobecny dym i płomienie
w oddali przestały mi przeszkadzać. Jego oko było zamknięte, klatka piersiowa
nie unosiła się a malutkie serce nie biło. Ogień powoli odchodził w niepamięć. Z
sekundy na sekundę robiło mi się coraz słabiej. Chyba już nawet nie myślałam ,
tylko trwałam na kolanach , na środku ruin starego magazynu tuląc zwłoki
najlepszego przyjaciela , jedynego ,który mógłby mnie uratować. Czułam jak moja
głowa opada coraz niżej a w ustach robi się słodko. Przez moment wydawało mi
się ,że Franco otworzył oczy i przemówił ludzkim głosem , powiedział „nie bój
się , tam gdzie się spotkamy , już zawsze będziemy razem, tam nie ma znaczenia
ile masz łapek, ile oczu, ile blizn i skaz, tam będzie nam dobrze”. Nie wiem ,
czy to było prawdą ,czy to tylko głosy z zewnątrz, ludzi próbujących dobić się
do środka , może sprawdzić czy jeszcze żyję. Moje powieki były tak ciężkie, że
nie zostało mi nic, jak tylko je zamknąć.
___________________________________________________________________________
Rudolf tępo wpatrywał
się w dziwnie wykręcone ciało nieżywej dziewczyny , przytulającej również
martwego , kalekiego kota. Jego oczy były puste, bardziej zielone niż zwykle.
Starał się ze wszystkich sił przypomnieć sobie choć jedną rozmowę jaką
przeprowadzili w przeszłości , jednak nie pamiętał takiej sytuacji. Po jego
głowie kołatało się pytanie ,jak może czuć tak ogromną więź z kimś z kim nawet
nie rozmawiał. Mimo to czuł ,że znał ją bardzo dobrze. Ukląkł i wyjął z jej
objęć ciało Franco. Wiedział, że służby zabiorą i pochowają w godny sposób
tylko ciało człowieka. Starając się nie myśleć o narastającym obrzydzeniu
względem zimnych już zwłok , wsadził je do specjalnie wcześniej przygotowanego
kartonowego pudełka. Bezmyślnie sięgnął do kieszeni i wyjął z niej garść psich
chrupek.”Już nigdy cię tym nie poczęstuje ”szepnął, po czym rozpłakał się jak
małe dziecko i padł na kolana ,uprzednio odstawiając prowizoryczną trumnę na
ziemię. Nigdy nie żałował niczego i nikogo tak bardzo jak w tej chwili żałował
Franco. Był dla niego oazą niewinności , jedynym który nie oceniał jego
przeszłości. Rudolf zabijał nie raz, nie widok śmierci był dla niego
przerażający ,przerażającym był fakt, że oprócz Klausa już nie ma nikogo ,dla
kogo mógłby żyć. Na chwilę stracił rachubę czasu ,ocknął się dopiero ,kiedy
poczuł czyjąś rękę na ramieniu. Ktoś ukląkł koło niego i złożył na jego
miedzianych włosach delikatny pocałunek. Tylko jedna osoba byłaby do tego
zdolna.
-Rudi wracajmy-cichy
głos Żyda przywrócił go do rzeczywistości. Niemo kiwnął głową i wstał. Na
policzkach Klausa widniały jeszcze słone kropelki ,zdradzające uczucia, jakie
nim teraz targały. Mężczyźni przytulili się do siebie, splatając swoje dłonie.
Nie wiadomo ,kto kogo pocieszał ani jak długo to trwało. Nie wiadomo też co
stało się z rozpaczającą parą ani pudełkiem .Słońce zaczęło zachodzić ,a kiedy
nastał ranek , po niedawnym zdarzeniu nie było nawet śladu. Tak cała czwórka
przeminęła raz na zawsze.
____________________________________________________________________________
Tymczasem u mnie....;
Jedna z piosenek , która jest stale ze mną w ostatnich dniach ;
Obudziłam się dzisiaj wyjątkowo szczęśliwa. I to już jest sukces.
Potem zrobiłam dwie głupie rzeczy. I już nie byłam szczęśliwa.
Następnie dowiedziałam się o listach osób zakwalifikowanych do obydwu szkół do których składałam papiery, jestem na każdej z tych list i wciąż nie wiem co zrobić dalej. Teraz to już w ogóle powinnam być podłamana. Ale nie jestem.Zamiast tego cieszę się nocą i wmawiam sobie ,że dwa dni na podjęcie decyzji dotyczącej trzech lat, to przecież całkiem sporo. Ambitnie i inteligentnie , nieprawdaż?
"Kiedy pozbędziesz się przyziemnych myśli
Uwolnisz swoje życie"
Uwolnisz swoje życie"
Jeśli w ogóle można ująć to co czuję odnośnie swojej przyszłości , to nikt nie zrobi tego lepiej niż on:
Niesamowite opowiadanie! Świetnie dobrałaś podkład, rozpłakałam się na ostatniej scenie, gdy w tle leciało "Hurt". I bardzo spodobała mi się postać Rudolfa, napisz coś więcej o nic, o jego przeszłości i w ogóle, tacy tajemniczy ludzie są fajni :D
OdpowiedzUsuńJej *.* Dziękuję <3 Już powoli zaczęłam myśleć o opuszczeniu tego bloga i Twój komentarz strasznie podniósł mnie na duchu <3 Pojawiła się właśnie część notki o Rudolfie, myślę,że Klausa też będę opisywać ;) Jeny, nigdy nie spodziewałam się, że uda mi się kogoś wzruszyć, nawet nie wiesz w jakim jestem teraz szoku xD
Usuń